niedziela, lutego 15, 2015

Rozdział pierwszy cz1

"Uwielbiam gadanie o niczym. 
To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć."
   
   Nigdy nie marzyłam o gromadce dzieci, kochającym mężczyźnie, który w chłodne wieczory przysunąłby się do mnie na wygodnej, aczkolwiek mało nowoczesnej kanapie, przytuliłby do siebie i wspólnie oglądałby ze mną pomarańczowe języczki ognia tańczące w wiekowym, kamiennym kominku. Nie chciałam mieszkać w wielkim domu na obrzeżach miasta, tym bardziej gdzieś na wsi, gdzie wszechogarniający spokój i harmonia zagłuszana jedynie odgłosami bawiących się dzieci, najprawdopodobniej wpędziłby mnie w jakąś nerwicę. 
   Nie nadawałam się do takiego życia- zamkniętego pod kloszem idealnych stereotypów. Ułożony mąż chodzący w dobrze skrojonym garniturze, trzymający w ręku skórzaną teczkę pełną dokumentów i krawat, z którym bez pomocy sprawnych rąk małżonki sobie nie poradzi. Trójka maluchów, urodzona w równych odstępach trzech lat. Dwóch chłopców, najlepiej noszących imiona po jakimś dalekich krewnych, którzy rzekomo znacząco przyczynili się do ważnych rzeczy, o których nikt nie pamięta, i dziewczynka- oczko w głowie tatusia i mało życzliwej teściowej, która w jednej chwili straciła głowę dla małej, wyjątkowo podobnej do mamy, istotki o zaślinionej brodzie i grymasie niezadowolenia wypisanym na uroczej buźce. Nie, ta cała otoczka w okół domu też mi nie odpowiadała. Byłam zagonioną bizneswoman, której brakowało czasu na wypicie kawy. Nie było więc mowy o marnowaniu czasu na pieleniu grządek, sadzeniu pelargonii, a w szczególności- poświęcaniu całego dnia na porządkach, które w zależności od wielkości wymarzonego domu, trwałyby określoną liczbę godzin.
   Moje życie było szybkie i nieco nieuporządkowane. Budziłam się rano, nastawiałam wodę na kawę i maszerowałam do łazienki, by jakoś się ogarnąć. Przeczesywałam sięgające do ramion loki i-w zależności od humoru- albo spinałam je na czubku głowy, odsłaniając smukłą szyję, albo zostawiałam je rozpuszczone; nakładałam delikatny makijaż, który miał za zadanie rozświetlić zszarzałą od przepracowania cerę, a nie-tak jak w przypadku mojej sekretarki- zasłonić oblicze i zastąpić je maską z kilkuwarstwowego podkładu. Ubierałam najczęściej jedwabne koszule w jasnych odcieniach i ciemne, obcisłe spodnie, które dobrze wyglądały w połączeniu z zamszowymi czółenkami. Nie wyglądałam jak typowa "pani z biura", jednak nie przeszkadzało mi to ani trochę. Byłam szczęśliwa, mogąc ubierać to, co chciałam.
   Właściwie każdy mój dzień wyglądał podobnie: zaczynałam go obowiązkowo od kubka mocnej kawy, przy której czytałam świeżo dostarczoną gazetę i ewentualną korespondencję, która najczęściej nadlatywała z Nowego Jorku. Zbierałam się do pracy, kiwnięciem głowy witałam pracującą w recepcji Padmę i maszerowałam do biura, w którym na pracy nad unowocześnieniem praw dotyczących nieletnich i ustalaniem terminów spotkań z zagranicznymi wydziałami sprawiedliwości, spędzałam ponad osiem godzin, podczas których nawiedzał mnie wielkouchy pan Perseusz- upierdliwiec w niemodnej koszuli, który czepiał się każdej drobnostki, a w drzwiach zagajał o Ronie i jego szczęśliwym życiu z iście boską Lavender. Jego wizyty były równie przyjemne, co drażniący zapach taniej wody kolońskiej, trzymający się w powietrzu jeszcze dwie godziny po opuszczeniu przez niego gabinetu.
   Uwielbiałam mieć co robić. Zgłaszałam się do wykonywania projektów, korespondowałam z francuskim ministerstwem, wypisywałam "za" i "przeciw" zmian, tworzących się po powstaniu nowego, lepszego, świata. Nieraz zdarzało mi się zostawać w pracy do późna, jednak prócz niej miałam również życie prywatne. Miałam przyjaciół, z którymi utrzymywałam kontakt mimo dzielących nas kilometrów, miałam pasje, które rozwijałam na cotygodniowych spotkaniach koła plastycznego, na które, z powodu żółwiego tempa autobusu, zawsze spóźniałam się od pięciu do ośmiu minut, spotykałam się ze znajomymi w klubach, chodziłam na obiady do ulubionej restauracji Ginny i opychałam się w niej naleśnikami z nutellą i bananami. Byłam tak cudownie wolna. Po skończeniu dniówki mogłam wsiąść do pierwszego lepszego pociągu i wybrać się w nieznane albo ruszyć przed siebie nie biorąc niczego. Nikt nie mógł przeszkodzić mi w popołudniowej wycieczce do Paryża, gdy nachodziła mnie ochota na prawdziwie francuskie bagietki lub w odwiedzeniu Szkocji w poszukiwaniu dobrej whiskey, którą później i tak oddawałam kolegom z pracy, bo nie przepadałam za mocnym alkoholem. Nikt nie mógł zabronić mi wzięcia udziału w maratonie, wspinania się na ściance, kursu tańca towarzyskiego ani nurkowania w Morzu Czerwonym. Mogłam robić wszystko, co chciałam..do czasu.
   -Hermiona, wizytę u doktor Goldstein masz umówioną na godzinę szesnastą. Wiem, że zależało Ci na czymś późniejszym, ale Hanna sama ma małe dziecko, którego nie ma z kim zostawić. Myślę, że ją zrozumiesz. Wiesz, solidarność zdradzieckich jajników, czy coś w tym stylu.- usłyszałam zaraz po przekroczeniu progu niewielkiej kuchni- Prosiła żebyś była punktualna, po tobie ma jeszcze jedną pacjentkę. Wyjątkowo mało cierpliwą pacjentkę, jeśli wierzyć jej słowom. Chyba żonę jakiegoś medycznego geniusza nurzającego się w forsie. Wiesz jakie są takie kobiety, nie widzą świata poza swym przypudrowanym noskiem, który zadzierają tak wysoko, że niedługo sufity zaczną rysować.
-Nie no, nie przesadzaj. Zawsze sobie mogą te swoje bogato zdobione sufity podnieść o kolejne kilka metrów. Przecież każdy wie, że czym większe tym lepsze.
-Jeśli tak, to nasze mieszkanie jest beznadziejnie złe.
Uśmiechnęłam się szeroko, podchodząc do obładowanego owocami blatu i wzięłam w rękę lekko zbrązowiałego banana. Ginny miała rację, nasze mieszkanko nie należało do dużych. Składało się z dwóch nieszczególnie wielkich sypialni, łazienki, w której bez odpowiednich zaklęć nie zmieściłby się nawet prysznic i saloniku połączonego z kuchnią, który w razie potrzeby zamieniał się w pokój dla gości. Do niedawna nie potrzebowałyśmy więcej. Nasze przysłowiowe cztery kąty były wszystkim czego chciałyśmy, teraz-po pewnych nieciekawych wydarzeniach- powiedziałabym, że do pełnego szczęścia brakowało mi w tym mieszkaniu jeszcze jednego pokoiku, w którym bez konieczności przesuwania szafy i szarpania się z łóżkiem postawiłabym drewnianą kołyskę dla małego potworka.
-Nie narzekaj, odwiedzałaś Ty kiedyś Harry'ego w tym jego nowojorskim apartamencie snów? Ma niecałe dwieście pięćdziesiąt metrów i tak naprawdę mieści mu się tam tylko chowane łóżko, które za dnia jest kanapą, kilka wysokich do samego sufitu półek, gdzie trzyma masę pudeł i pudełeczek, komoda, na której stoi telewizor, zestaw kuchenny czyli kolejne pościskane półki i zabudowane sprzęty, których i tak chyba nigdy nie użyje, bo żywi się wyłącznie w pobliskim McDonaldzie, no i niewielka toaleta, która od naszej jest o jedną trzecią mniejsza.
-W tą łazienkę ci nie uwierzę. Mniejsza być nie może.-zaśmiała się, dolewając jogurtu naturalnego do miseczki wypełnionej obrzydliwymi musli- Harry nie potrzebuje wiele do szczęścia, to fakt, ale są pewne granice, kochana.
-W odróżnieniu od nas, on prysznice bierze najczęściej w aurorskiej szatni, gdy wraz ze swymi równie wysportowanymi kolegami wraca z udanej akcji. Zresztą Ginny, obie wiemy, że Potter bywa w domu jedynie, gdy szef siłą wygoni go na urlop albo, gdy ktoś go odwiedza. Po co mu coś większego?
-Po to, by zaprosić wieloletnią przyjaciółkę na noc, gdy ta- zmęczona wiecznym płaczem nieswojego dziecka, zacznie tułać się po mieście na obcym kontynencie w poszukiwaniu schronienia. Kocham cię jak siostrę, a twojego małego kosmitę będę kochała jak siostrzeńca, ale kocham też spać i niestety ta miłość przewyższa wszystko.
Niebieskooka spojrzała na mnie tak śmiertelnie poważnie, że momentalnie wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Tak, nieraz już widziałam co Ginevra Weasley jest w stanie zrobić dla odrobiny odpoczynku: drzemka w przerwie pokazu szat wyjściowych, który relacjonować miała dla Proroka, krótkie kimono na złączonych krzesłach podczas wesela brata, zaśnięcie na oficjalnej premierze filmu narzeczonego, gdy wszystkie kamery skierowane były w jej stronę, drobny relaks przed spotkaniem z ministrem.. na jego kanapie. Raz, gdy odwiedzałyśmy Neville'a w jego posiadłości w Chengdu, Ginny przywitała się z nim, pochwaliła plantację Syryjskich Rogatków i wpakowała się do jego łóżka, czym narobiła niezłych kłopotów chłopakowi, którego partnerka znalazła ją tam bez spodni i w wyjątkowo obcisłym topie.
   -Nawet tą do tego obrzydlistwa?-mruknęłam wskazując miskę płatków owsianych z garstką gorzkich orzechów i suszonych moreli, zalanych odtłuszczonym mlekiem.-Mam wrażenie, że przez te wszystkie lata, w ciągu których miałyśmy okazję jeść razem śniadania ty zawsze obżerałaś się tylko tym.
-Bo to zdrowe.-odpowiedziała, jakby to wszystko tłumaczyło- I nie aż tak paskudne jak na przykład kleik ryżowy. Powinnaś wziąć ze mnie przykład i również skupić się na prawidłowym odżywianiu. Nie możesz teraz myśleć tylko o sobie, samolubie. Masz dziecko, które domaga się zbilansowanej diety.
-Wiesz czego się domaga? Pizzy, frytek, lodów czekoladowych i najkwaśniejszych ogórków kiszonych jakie istnieją. Czasem ewentualnie zgadza się też na pączki oblane niesamowicie kalorycznym lukrem, posypane dodatkowo jeszcze odrobiną cukrowej posypki. 
-Jesteś pewna, że to chłopiec, a nie dziewczynka? Moja mama przy sześciu pierwszych ciążach trzymała się na ciastkach zbożowych, sałatce owocowej z bitą śmietaną i koktajlach mlecznych, przy siódmej z niewiadomych powodów rzuciła się na śledzie, cytrynę i jajka- co tworzy zbiór rzeczy, których teraz naprawdę nienawidzę, a jako płód wymuszałam je siłą.
-Pytałam się jej dwa razy. Chłopiec, podobno bardzo dostojny.
-W przeciwieństwie do tatusia.-rzuciła, przeczesując ogniste włosy.
   Ginny nigdy nie poznała ojca mojego dziecka i czasem wydawało mi się, że i dla jego i dla mojego bezpieczeństwa tak powinno pozostać. Nie, nie chroniłam mężczyzny, który zrobił swoje, a gdy tylko poinformowałam go o radosnej nowinie uciekł do Włoszech, gdzie podobno nagle znalazło się dla niego miejsce w tamtejszym Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Nie, ja unikałam po prostu niepotrzebnych awantur, które zdaniem Hanny Goldstein były w moim stanie kategorycznie zabronione. Wrzaski najlepszej przyjaciółki i ojca małe.. małego nie byłyby dla nas wskazane. Młody potrzebował spokoju..
   Nie potrafiłam wyobrazić sobie wyglądu tego drobnego człowieczka. Czy będzie miał moje oczy? Czy odziedziczy po ojcu charakterystyczny dla ślizgonów smirk, a może zachowa się w nim szczery gryfoński uśmiech?  Czy będzie miał jego uwydatnione kości policzkowe i wysunięty podbródek? Nie wiedziałam. Mogłam spodziewać się kompletnej mieszanki lub idealnego odwzorowania któregoś z nas, jednak wiedziałam, że jakikolwiek by nie był i tak okaże się idealny. Już był, wiedziałam to od momentu, w którym zobaczyłam go na zdjęciu z usg po raz pierwszy. Daniel Douglas Granger, ideał, który miał wywrócić niejedno życie do góry nogami. No, ale tacy przecież już są mężczyźni- zawracają kobietom w głowach i nieodwracalnie zmieniają ich zwyczajne życie.
-Ciekawe czy na lepsze-mruknęłam, spoglądając na mało elegancki zegar ścienny. Do wizyty zostały mi trzy godziny.
---
Cześć..
Myślę, że niedługo przeprosiny za opóźnienia staną się stałym punktem w podsumowaniu. Przepraszam- tym razem nie tylko za siebie, a również za komputer, który usunął mi aż dwa rozdziały pierwsze, które stworzyłam przez ferie. Jak? Sama nie wiem. 
Dziękuję osobom, które poświęciły czas na skomentowanie prologu. Dzięki Wam powstała kolejna część. Prawdopodobnie nie próbowałabym kontynuowania, gdyby nie świadomość, że kogoś to opowiadanie jednak interesuje. To dużo dla mnie znaczy, dzięki!
Pozdrawiam serdecznie i pędzę do podręcznika z historii.
Annabelle

2 komentarze:

  1. Bardzo fajne, tylko jedno pytanie ; gdzie w tym Dramione?
    Z tego, co widze, to on "zrobił jej dziecko" , co wnioskuje po tym "ślizgoński śmirk", choć szczerze to licze, by był to Zabini lub Nott. Wtedy Draco mógłby jakoś jej pomóc, poczuć się winny w powodu przyjaciela, ponieważ np. to on ich ze sobą zapoznał.
    Jeśli Draco jest ojcem dziecka to szczerze nie wiem jak ich ze sobą połączysz, skoro on tak zwiał.
    Mimo to jestem ciekawa dalszego rozdziału ;3
    Już odczepiam się fabuły...
    Ogólnie to bardzo mi sie podoba Twój styl pisania bo jest lekki i wydaje się być przemyślany. :D
    Czekam na nexta :*
    http://dramione-miaa.blogspot.com/
    ''Miaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszamy do Katalogu Granger, zbierającego opowiadania, w których jednym z głównych bohaterów jest Hermiona Granger, u boku innych osób. Poza opowiadaniami z Granger w roli głównej, znajdziecie tu również wiele ciekawych konkursów, dyskusji i pomysłów, które już są realizowane! Konkurs na miniaturkę miesiąca, który akutualnie trwa, oraz konkurs na blog miesiąca, to jedne z wielu atrakcji, jakie można znaleźć na naszym katalogu! Stwórzmy razem prawdziwe stowarzyszenie, rozwijajmy swoje pasje i poznawajmy nowych ludzi, dzięki dyskusjom prowadzonym na chacie! Serdecznie zapraszamy do zgłaszania swoich blogów oraz pisania w zakładce "urodziny" daty swoich urodzin - w ten sposób już nikt nigdy z blogowego świata nie zapomni o właśnie Twoich urodzinach. (:

    katalog-granger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń